poniedziałek, 8 lipca 2019

Nie piszę bo...

Źle i ciężko.
Bez nadziei.

Na każdego kiedyś spadła jak grom z jasnego nieba wiadomość, która przewróciła życie do góry nogami.
Nam zdarza się to już po raz trzeci, czwarty, nie zliczę.
Ciąg zdarzeń, lata całe wiecznych następstw dawnych zaszłości, cudzych decyzji, pomyłek losu. Kupa nieszczęść mniej lub bardziej poplątanych w niekończący się kłębek.

Ja wiem, ten kłębek, to życie.
Ale już brak mi sił, a muszę je mieć jeszcze długo. Jak długo, nie wiem.
Wszystko zawiesiłam na kiedyś, na potem. Odraczam własne życie, bo czyjeś wciąż wymaga
naprawy, wpada w wir. Dobiega kresu.

Czas się wyczerpuje, codziennie wycieka strumyczkiem, coraz cieńszym, słabnącym.
Zmęczenie, rezygnacja, otępienie, coraz płytsze oddechy.
Spać, spać, spać...

Tyle spraw do zakończenia, tyle rzeczy, którym brak codziennych rytuałów.
Ludzie, którzy tęsknią i się martwią.
A czas płynie wypłukując kruche szanse.

Muszę sprostać. Koło życia. Nihil novi.

Jestem, czuwam.
Krok za krokiem.
Brak mi łez.

3 komentarze:

polecam

Ojcowie i córki

 Przeczytałam kiedyś, że wszyscy jesteśmy zranionymi dziećmi. To zdanie wraca do mnie w gorszych momentach i im jestem starsza, tym głębiej ...

ulubione