W koniczynie, której nie pozwalam kosić, ucztują pszczoły, trawy przerosły kurdybankiem i bodziszkiem, pod dachem werandy w kilku gniazdach urzędują wróble, w gąszczu leśnego zakątka pomieszkują jaszczurki, a złote żuki spijają nektary z kwiatów, które często wysiewają się same.
Ach, jednak jest coś, co tę idyllę mąci.
Z mojej ( fizycznie naszej, ale duchowo jakże mojej) wymarzonej werandy biegnę wzrokiem na zachód. I markotnieję. Jest mi smutno i od marca zaciskam zęby za każdym razem, gdy w tamtą stronę spoglądam, gdy rozmawiam z sąsiadką, gdy rozwieszam pranie i zbieram porzeczki.
Szczególnie dziś, w tak ważnym dla chrześcijan dniu, w którym po wielokroć w kościołach padną uduchowione słowa o miłości, poświęceniu, oddaniu i ofierze, o wielkim sercu i boskiej nad nami opatrzności, pytam się siebie i Was, jak to jest z ludzkimi sercami.
Czy można mieć boga w sercu, a równocześnie go nie mieć dla boskiego stworzenia?
Chodzić do kościoła w każdą niedzielę i czcić stwórcę drzew i ptaków, wody i ziemi, po czym w dzień powszedni wyciąć rząd wysokich drzew z gniazdami, wycyzelować trawnik, wytruć każdziuteńki chwaścik żrącym pestycydem, wygnać wszystko, co ożywia ogród, lub go zwyczajnie zamienić w skład żelastwa, śmiecia, zlepków szop i wiat pozbawionych życia?
Jak to jest z ludzkimi sercami, w których nie ma miejsca dla życia innego, niż nasze?
Jak pięknie wyglądają ołtarze przystrojone świeżo ściętym młodnikiem brzóz, kwiatami hodowanymi tylko na tę okazję i girlandami wstążek. Jak wielkie i dobre są serca śpiewających pod świętymi obrazami.
Jak czyste są serca ludzi od wielkiego dzwonu.
Jestem pewna, że jeśli bóg jest taki, jak o nim myślę, kiedy myślę, że jednak jest, jego wyobrażenie o człowieku było zgoła inne. Skoro na swój obraz i podobieństwo chciał nas ulepić, wolałby byśmy stąpali po swym skrawku ziemi ostrożnie i podporządkowywali ją sobie z rozmysłem.
Tymczasem nie słyszę cienia żalu, gdy rozmawiam z sąsiadką o ściętych drzewach. W zasadzie to ja mówię, lub tylko wymownie spoglądam z posępną miną w stronę szczątków pociętych w zgrabne pieńki. Kiedy się tu 10 lat temu przenieśliśmy z miasta, zachwyciła mnie enklawa zieleni, którą tworzyły świerki, modrzewie i parę drzew owocowych rosnących pomiędzy sąsiadami z prawej i następnym domostwem.
Tej wiosny po powrocie z pracy zastałam paraliżujący widok. Długo patrzyłam struchlała i powtarzałam: Chryste Panie! I uważam, że nie było to wzywanie na daremno.
I choć wszelkie odgradzanie się szczelnym żywopłotem z tuj uznaję za nienaturalne i brzydkie, czuję, że więzi między nami stworzone przez te lata nie mają już tego samego znaczenia dla każdej ze stron, by się jednak nie odciąć od pewnych spraw. Okazuje się, że są nam drogie całkiem inne rzeczy. Że serca wypełniają nam zupełnie inne pragnienia. Moje - potrzebą ciszy i obcowania z istotami wszelkiej maści i postury, ich - wygolony z linijką trawnik i pokazowa kostka na podjeździe. Uprzedzając od dawna zapowiadaną wycinkę pięknego orzecha od wiosny zasadziliśmy pod płotem rząd różniących się fakturą drzewek. Po 10 latach podjęliśmy decyzję o zaznaczeniu podziałów, których tak nie znoszę. Nic jednak nie odwróci tego, co się stało.
I pomyśleć, że tęskniłam za pisaniem, co zawsze jest chwilą dla mnie szczególną, a tymczasem wolałabym, by ten post nie powstał.
"(...)
Pochwalony bądź, mój Panie, ze wszystkimi Twymi stworzeniami,
nade wszystko z panem bratem Słońcem,
bo jest on lampą dnia i nim rozświetlasz naszą drogę.
4 Jakże on piękny, promieniejący i pełen blasku.
O Tobie, o Najwyższy, daje nam wyobrażenie.
5 Pochwalony bądź, mój Panie, przez siostrę Księżyc i gwiazdy:
stworzyłeś je na niebie, jasne, cenne i piękne.
6 Pochwalony bądź, mój Panie, przez brata Wiatr
i przez powietrze, słotę, spiekotę i każdą pogodę,
którymi wspierasz wszystkie Twe stworzenia.
7 Pochwalony bądź, mój Panie, przez siostrę Wodę,
która jest bardzo użyteczna, i pokorna, i czysta.
8 Pochwalony bądź, mój Panie, przez brata Ogień,
który rozświetla mroki nocy:
piękny on, radosny, nieprzejednany i silny.
9 Pochwalony bądź, mój Panie, przez matkę naszą Ziemię,
która nas żywi i utrzymuje,
wydając wszelki owoc, barwne kwiaty i zioła.(...)"
Wraz ze Św Franciszkiem
wasza Lewkonia
Wielki smutek, ech... Co w ludzi wstąpiło z tym wycinaniem i urządzaniem ogrodów od linijki.. Ale fajnie, że się odezwałaś Kochana! Mimo wszystko - dobrego weekendu!
OdpowiedzUsuń"jeśli bóg jest taki, jak o nim myślę, kiedy myślę, że jednak jest" - pieknie napisane, Lewkoniku! Rozumiem Twoj zal... Zakladamy teraz ogrodek w Polsce i zadziwilam wszystkich brakiem zgody na agrowloknine - jak to sie ladnie nazywa. Bo ja w tej plandece ani wlokniny, ani tym bardziej agro nie widze. No jakos tak od razu instynktownie bylam na nie, o niebo wole chwasty. I z tym szacunkiem dla stworzen... Od miesiecy praktycznie nie jemy miesa. Nie nazwe sie wegetarianka, ale mieso (w tym ryby) jem moze raz na jakies dwa miesiace, bo Dziekczynienie u kogos albo ktos przyniosl sledzie w Wigilie. Zwyczajnie, zobaczylam raz w kurczaku - kurczaka, w kielbasie - swinie, i nie umiem, jak to mowia, odzobaczyc... Sciskam Ciebie
OdpowiedzUsuńTe słowa zacytowane przez Marchewkę oddają w dużej mierze rozterki przeżywane przeze mnie w ostatnich miesiącach.
OdpowiedzUsuńI owszem, można chodzić do kościoła co niedziela i być szczerze przekonanym, że postępuje się tak, jak trzeba. Staram się już nie oceniać i nie myśleć o różnych ludziach i sytuacjach - no, ale właśnie: staram się. Nie zawsze mi to wychodzi. Ale widzę powolne zmiany, na lepsze. We mnie i w Świecie. Dwa kroki do przodu, jeden do tyłu. Ale postęp jest. I najpiękniejsze, co ostatnio usłyszałam, to słowa mojej kuzynki, mieszkającej tuż za miedzą: "nie wiem, co się ze mną dzieje, dawniej tak się nie przejmowałam zwierzętami". Dziewczyna wychowana na wsi, z tradycyjnym gospodarstwem. W zeszłym roku wykarmiła butelką kota odrzuconego przez matkę, do niedawna takie sprawy były dla niej obojętne. I jeszcze ciekawsze - jej ojciec, człowiek przed 70-tką, bardzo zmienił swoje podejście do zwierząt - psy mają wielkie wybiegi, a w zasadzie oddzielony kawał podwórza, nie są na łańcuchach, mają ciepłe budy i zawsze wodę w miskach, a kot może zawsze liczyć na pogłaskanie. Kiedyś to naprawdę nie było takie oczywiste. Widzę to też w innych gospodarstwach.
Z roślinami będzie podobnie, tak myślę, ludzie będą bardziej świadomi, już się tacy stają.
Będzie lepiej, pozdrawiam Cię bardzo ciepło, kochana.
I musiałam to jeszcze dopisać:
Usuńmożesz wierzyć, lub nie, ale naprawdę nie ściągałam od Ciebie pewnych fragmentów z tego wpisu! :) To naprawdę nie moja wina, że TEŻ mam wróble pod dachem, omijam koniczynę przy koszeniu, a kurdybanek oplata coraz bujniej schody i ganek (tego nie napisałam, ale mogłam spokojnie, bo jak widać, wszystko się zgadza;)) I jest to, jak dla mnie, cudowne:)
Ściskam.
Piękno i harmonia (z naturą) Twego ogrodu radują oczy. :-)
OdpowiedzUsuńTroszkę te harmonię kształtuję, ukierunkowuję i wspomagam:) Ale coś na kształt bezładu naturalnego powstaje :)
Usuńi ja od dwóch miesięcy opłakuję wycięte sosny. Piękne, stare, niechore, po prostu nowy właściciel ma inną wizję
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń