Takie to moje życie ostatnio.
Jedno dobrze, to drugie kiepsko.
Nie mogę się zdecydować, czy jestem bardziej szczęśliwa, czy nieszczęśliwa.
Na wszelki wypadek mam dołek.
I sny niepokojące, żeby za fajnie nie było.
Ale rano normalnie, jakby nigdy nic, wskakuję w kolorowe ciuszki, nawet rzekłabym zbyt kolorowe na 50+ i rzucam się w wir dnia.
Mimo czarnowidzenia wychwytuję barwne plamy z otoczenia i obrazki z natury.
Ludzkiej.
Panią, proszę pani, przeciskającą się przez zakorkowane skrzyżowanie mojego miasta też.
Można by ten obrazek wrzucić do szufladki - " głupia blondynka w czerwonym alfa romeo", gdyby nie ten czerwony paznokieć.
Widzę go z około 6 metrów. 4... 2... z mojej lewej... mija mnie. Wbija mi się w pamięć.
Piękny żelowy paznokieć na wyprostowanym środkowym palcu. Tuż za nim biegnie pani pogardliwie wykrzywiony uśmiech w niemniej krzyczącym karminie.
I już nie jest pani zwykłą głupią blondynką.
Pani się nie kwalifikuje do tej niewinnej kategorii.
Dla kontrastu pan.W drodze do mojej wsi.
Remont sporego odcinka głównej arterii miasta i mostu na niej zmusza nas, żyjących z pracy w mieście, a śpiących na wsi, do objazdów wioskami przyległymi, drogami zbyt wąskimi, by się mijać bez obawy o lusterka.
Pan jedzie ciągnikiem z przyczepą.
Na przyczepie normalnie, gnój, jak co roku.
Przede mną ciągnik, za mną białe porsze. W zakręt można wejść tylko w pojedynkę. Ktoś musi się przyczaić z naprzeciwka, by dać susa w stronę przeciwną.
Na łuku drogi jest maleńki mostek, po drugiej stronie drzewa. I chodnik, którym chodzą dzieci na przystanek.
Porsze wyskakuje zza mnie, włączając dopalacze. Ja hamuję intuicyjnie, ciągnik hamuje i wpada na wąziutki chodnik, porsze wyje, i zostawia po sobie smród. Zapach z przyczepy ciągnika to nic w porównaniu.
Nie dowierzam, że to dzieje się naprawdę. Trwa to sekundy, nie widzę kierowcy.
Ruszamy po chwili, ja łapiąc oddech, a ciągnik równowagę. Prawe koła bowiem grzęzną w świeżo posianym mikro trawniku przed czyimś domem. Tu niedawno był także remont. Jeżdżę co dzień i widzę i podziwiam.
Pan w ciągniku uratował pana z porsze.
A mógł zgnoić.
Wyprostować fucking palec z rolniczym pozdrowieniem.
******
A u nas już trzmiele pod werandą brzęczą i na zwiady wylatują.
A wy? Poczuliście już miętę do wiosny? Ja dziś ogród ostrożnie głaskałam, strzygłam, skubałam z zimowych habazi i zrobiłam mu manicure. Sobie też muszę :) Bo mnie wiosna zastała bez paznokci i butów, jak zwykle:)
Pozdrawiam kolorowo!
Lewkonia :)
Jak zwykle swietnie piszesz i swietnie sie czyta...tez lubie obserowac zachowania ludzi, wole te przyjazne dla otaczajacego swiata..mozna byc swiadkiem tylu frapujacych historyjek. Pozdrawiam wiosennie
OdpowiedzUsuńZdecydowanie lepiej się pisze o tych miłych, bo czytającym dodają otuchy, ale że życie lubi równowagę, to złości czasem upust daję.
UsuńLewkoniku, no taka ta ludzka natura przemieszana, widzisz, dobre i zle. Twoj wpis zastaja mnie na promie, plyniemy na Vancouver Island. Wrocilam z pokladu do auta przewinac i nakarmic Thomasa. William zostal z Pratapem u gory. Cudowna pani, emerytowana nauczycielka, podzielila sie z nami miejscem, pozyczyla Williamowi kredki i razem rysuja. A nie musiala :) Dobrze, ze swiat nadal pelen tych, co nie musza, ale chca :) Usciski!
OdpowiedzUsuńBo to cudowna emerytowana nauczycielka była;)Też kiedyś taką będę, na razie jestem tylko cudowna, o czym w kolejnym wpisie:) Nieskromnie trochę będzie, a co:)A całkiem serio, to życie wciąż potrafi zaskoczyć. Dziś też miałam wielka przygodę z małą rzeczą i kompletnie nieznanymi ludźmi, o czym oczywiście MUSZĘ napisać :) Jakiś ciąg zdarzeń mi się trafił. Dłuuuugo nic, aż nagle trach:) Pozdrawiam całą czwórkę :)
UsuńPozdrawiam Lewciu, wieczorowa porą:))
OdpowiedzUsuńI jak zawsze... lubię to Twoje pisanie.
Może w najbliższej przyszłości chwycę za telefon i trochę ukradnę Ci wiosennego czasu...?????:))))
Buziaki!
Tomaszowa
Dzwoń jutro :)Buźka!
UsuńI dobrze, że kolory po zimie wreszcie są:) Obrazki obyczajowe - cudnie uchwycone.. Bardzo lubię czytać Twoje przemyślenia! Krokusy cudne, a z ogródka najchętniej nie wychodziłabym wcale:) Pozdrowienia serdeczne, mam nadzieję,że ze zdrówkiem twoim OK:)
OdpowiedzUsuńJuż lepiej, odkąd słońca przybyło żwawiej brykam:) W ogrodzie nie szaleję zbyt, ale natycham się,ile się da:)
UsuńHa! I ja właśnie też się zastanawiam, czy mi bardziej szczęśliwie czy nie, ale postanowiłam na wiosnę spróbować pójść w tą pierwszą stronę. Rzeczywiście, coś często bez tych butów zostajesz ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście:) Nie mam już ich gdzie chować, ale niektóre mają po 20 lat i szkoda wyrzucić, a te ukochane już zdeptane, i jak tu żyć? Gdybym miała garderobę, z pewnością najwięcej w niej byłoby bucików. I szaliczków. I toreb:) A ostatnio pokochałam tęczowe rajstopy:)
UsuńRozkwit egoizmu i wylęg bezmyślności. Wiosnę co niektóry źle pojmują, i siebie zapewne też.
OdpowiedzUsuńUśmiechu najpełniejszego na wiosenny czas życzę.
Mam nadzieję, że już poza dołkiem i że jednak "bardziej szczęśliwa", mimo zimnej wiosny i wrednych ludzi na drogach (życiowych).
UsuńZastanawiałam się nie jeden raz, co takiego znajduje się wewnątrz aut (poza oczywiście standardowym wyposażeniem), że po zamknięciu drzwi ludzie stają się zupełnie inni. Ileż łatwiej prostuje im się ten palec środkowy, jak lekko z ich ust wychodzą wyrazy, których nie spodziewalibyśmy się po eleganckiej Pani w garsonce czy starszym Panu o wyglądzie emerytowanego naczelnika poczty. I to przecież nie wtedy, gdy ktoś im wjeżdża w tył auta i miażdży zderzak ... Jedziesz zbyt wolno, wyjeżdżasz zbyt ostrożnie, hamujesz żeby przepuścić pieszych a w ich małym świecie rozpętuje się tornado słów, gestów, min i zamkniętych w metalowej puszce emocji. Czy podczas jazdy samochód uwalnia do wewnątrz jakiś tajemniczy gaz, który zwiększa agresję? Niektórzy są na niego odporni, albo po prostu tylko niektóre marki aut to mają ... (swoja drogą to byłby niezły pomysł dla S.Kinga :))), może mu podrzucę).
OdpowiedzUsuńNic to Kochana! Mamy wiosnę, mamy zieloność słońce też pewnie się ogarnie i powróci. Zakładaj więc swoje kolorowe sukienki i zwiewne szaliki i ruszaj obserwować to, co miłe i radosne, żeby nam o tym potem cudownie, jak zwykle opowiadać.
P.S. A przyjazd do Krakowa to na kiedy planujesz?