Na ten przykład bezczelnemu kierowcy, fałszywej koleżance, cynicznemu lekarzowi?
Kiedy to zbici z tropu, a pełni buzującego w was oburzenia szukaliście zszokowani słów inteligentnej riposty, lub nie zdoławszy jeszcze pojąć, co właściwie zaszło, nim dotarł do waszego ośrodka reakcji na chamstwo impuls: " Biiip, właśnie zostaliśmy obrażeni/ zlekceważeni/ zrobieni w trąbę" - sprawca oddala się, lub my sami odchodzimy zatkani, jakby obuchem ktoś palnął nam w głowę?
Znacie takie uczucie, gdy nagły przypływ weny wydobywa wreszcie z odetkanej krtani potok słów o najwyższym kunszcie oratorskim, argumentacyjnym, "dykcyjnym" i błyskawicznie układa się w ciąg logiczny, że aż szkoda, że ... nikt nie słyszał? I szlag trafia cały ten kunszt?
"Nooooo, ale mu wygarnęłaś" - słyszę wtedy swoje wkurwione alter ego, i ta bezpardonowa autoironia jeszcze bardziej podsyca palące uczucie "jakby w pysk dał".
"A gdzie byłaś mądralo, jak trzeba było się popisać swoim ciętym językiem?" - odpalam sama sobie. Dodam, że w sprzyjających warunkach mogłabym się odgryźć w pięciu językach, a i parę gwar by się znalazło. No, ale to trzeba mieć refleks. Sam mgr, dwa fakultety i fantazja to za mało.
I takie dialogi wewnętrzne, ten o parę kroków, chwil, mgnień oka, ale bywa i godzin kilka spóźniony przypływ bohaterskiej żądzy odwetu, po mojemu nazywam refleksją schodową. Bo jak już jestem na umownym parterze, to mnie ta franca zawsze nachodzi, a nie te parę pięter wcześniej, gdzie mnie umysłowo skotłowano, i gdzie wszelkie me walory intelektualne poszły się bujać na drzewo :)
Albo może macie w najbliższym otoczeniu takie pełne najszczerszych chęci osoby, co zawsze chętnie doradzą: "To trzeba było mu powiedzieć..."? (Uwielbiam!!!)
Bo ja tak. Trzy razy tak!
Nie wymienię z nazwiska, bo czytają :)
I tak się zastanawiam, czemu zdarza się to tak inteligentnym, ułożonym i bystrym osobnikom, a taki prostak i bufon tleniony zawsze sobie ulży szybko, sprawnie, bez wysiłku i wyrafinowanych wyrazów. I cóż, że niektórzy mają ich kilka w repertuarze. Ale za to zawsze śmiało ich używają. Rzec by można, bez głębszej analizy tychże.
A mnie mamusia wychowała, że się trzeba kulturalnie wyrażać.
I o, no tej bariery językowej nie przeskoczysz .
Do czego ja dziś piję?
A, tak bez związku :) Nikt mnie w ostatnim czasie nie zdegustował słownie, ani nie wyrolował, żaden bulwers mnie nie spotkał, ale za to znalazłam w mym archiwum parę schodowych refleksji w obrazkach.
No i tak od słowa do słowa: włala, piszę :)
Akurat temat u nas w domu bieżący, bo zbieralim się w sobie 10 lat, aż uzbieralim i dojrzelim, by wymienić stare, nadgryzione zębem czasu i nie tylko, strychowe schody na takie, z których nikt ( tak łatwo) nie spadnie, a jak zauważyła ze szczyptą złośliwości moja przyjaciółka ( pozdrawiam serdecznie), żeby Czesiowi ułatwić włażenie i dokonywanie czynów zabronionych na poddaszu, gdzie, jak może kto pamięta, pożarł Czesio dwóch króli żywcem, bez popitki.
Obaj byli notabene z domu Jagiełło. ( I tu słyszę uszami mej wyobraźni to piękne przedwojenne "eŁ". No brak mi tego bardzo)
Inspiracje te mogą się przydać nie tylko tym, co mają zamiar uskutecznić podobną akcję, ale i tym, co schodów nie potrzebują wymieniać, ani nawet ich nie posiadają. Bo są tu także sprytne pomysły na skrytki, schowki, szafeczki, fikuśne szufladki, schowanka itepe. A jak ktoś ma spryt i wyobraźnię, jakiś kącik do zagospodarowania, czy skosy, oraz dwie rączki w miarę zgrabne, lub męża, co dłubie w tym i owym, to może skorzysta z moich zasobów. Ja akurat pod schodami muszę mieć wolną przestrzeń, bo poniżej jest wejście do piwniczki, ale napatrzam się od miesięcy na te zdjęcia i wzdycham.
Tak więc enjoy :)
A jakby kogoś naszła jakaś refleksja, to proszę się nie krępować i walić śmiało, tak na zapas :)
Potrenować nie zaszkodzi, i można mailem, jak co mocniejszego się napatoczy :)
Czytałam artykuł, w którym mądre ludzie piszo, że emocji nie wolno w sobie tłumić. Odłożą się na wątrobie, albo sercu, i ogólnie organizm się nadweręża.
A po co. Szczególnie, że i tak nie ma lekko, i gdzie się człowieku nie ruszysz, tam schody.
O, te fikuśne nawet, szybko się ląduje :)
A wy wolicie ażurowe, czy z podstopnicami, policzkowe, zębowe, z zabiegiem, spoczynkowe, szklane, marmurowe, kręcone, metalowe, młynarskie, betonowe, wyściełane jak w angielskich domach....Uff!
Ja najbardziej lubię takie stare skrzypiące z giętą, wyślizganą poręczą, po której można zjechać na sam dół.
Źle się czuję na lakierowanych na wysoki połysk. Od razu się rozjeżdżam :)
A kiedyś u takiej jednej ciotki... No ale to już opowiem inną razą :)))
Ale jeszcze dorzucę takie :)
No, to trzymajcie się poręczy.
A ja spadam do łóżeczka :)
Lewkonia
Z tą refleksją to u mnie też po czasie...
OdpowiedzUsuńSkrytki pod schodami-fajna rzecz. U mnie niestety schody fantazyjnie powyginane, więc musi mi wystarczyć zamiast nich komoda :)
Takie powyginane to musi być coś starego, a takie wręcz kocham :-)
UsuńDoskonale opisalas ten brak riposty w momencie nalezytym...a potem przychodza one do glowy i sa najwlasciwsze, najwspanialsze ale juz po ptokach.
OdpowiedzUsuńNajgorsze są nocne "rozmowy z duchami", zasnąć się nie dam, tak mnóstwo genialnych ripost człowiekowi na myśl przychodzi :D
UsuńU mnie,jak u dinozaura: nadepniesz na ogon w poniedziałek, bodziec do mózgu dotrze w okolicy środy (wtedy jest głośne "ała") i już w niedzielę mam piękną ripostę, taką co w sam środek. Tylko jakby tak obok. Buziaki!
OdpowiedzUsuńHahaha, wyobraziłam sobie brontozaura z twoją twarzą, i w sukience :-)
OdpowiedzUsuńCzytając pierwszą część, zaczęłam się zastanawiać, czy Ty mnie wewnętrznej jakoś nie podglądasz. ;-) Ja, niestety, z tych nieudolnych, co zwykle strzepują z siebie przez kwadrans niedowierzanie, że ktoś tak mógł zrobić / powiedzieć.
OdpowiedzUsuńCzytając pierwszą część, zaczęłam się zastanawiać, czy Ty mnie wewnętrznej jakoś nie podglądasz. ;-) Ja, niestety, z tych nieudolnych, co zwykle strzepują z siebie przez kwadrans niedowierzanie, że ktoś tak mógł zrobić / powiedzieć.
OdpowiedzUsuńO, tak, bardzo często mnie zatyka, bo nie mieści(ło) mi się w głowie, że ten ktoś potrafi się tak zachować. Jak często można się pomylić co do człowieka...
UsuńA ja już się martwiłam, że w mniejszości tej żyję co to godzinami (najczęściej nocnymi) rozkminia swoje "kulturalne opóźnienie" w starciu z prostactwem codziennym naszych współziomków. To dobrze... nie jest ze mną tak źle... nie jestem osamotniona... ufff! Tylko czy powinnam się z tego cieszyć czy może przeryć internet w poszukiwaniu odpowiednich warsztatów tzw. "ciętej riposty" ????
OdpowiedzUsuńAle ja po prostu nie potrafię a jedyną moją bronią jest wtedy "promienny uśmiech".
Pozdrawiam cieplutko i ściskam ! I jeszcze raz Lewciu: Wesołego Jaja!
Tomaszowa
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńMacham łapką.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że u Ciebie łagodnie, Lewkonio (LewKoniu), bo jakoś dawno nic tu nie pisałaś...
Wszystko w porządku, chociaż... nie do końca ... były i smutne chwile, ale ja nadal duszą z wami :) jesienią znów chce się pisać, więc do usłyszenia :)
UsuńCzekam zatem. I dobrze, że (już / póki co) dobrze. Uściski!!
UsuńCześć:) toż to jakaś niesprawiedliwość, że człowiek zaskoczony prostactwem innych, nie dość, że zatkany na gorąco, to jeszcze musi sobie poradzić z dysonansem wewnętrznym po czasie( bo trzeba było mu powiedzieć...) ale to nie jest do wytrenowania. Wiem o czym mówisz, bo sama znalazłam się kilka razy w podobnej sytuacji. Staram się odpuszczać, nie męczę wątroby i serca po godzinach...dysonans zmniejszam konkluzją: nie wszystko jest dla wszystkich, nie potrafię zniżyć się do poziomu pewnych ludzi, ani też nie zamierzam uczyć się ich języka. Jest tyle ciekawszych rzeczy do robienia, poznawania i odkrywania. Serio:)
OdpowiedzUsuńMasz rację, Soniu :)Ta niesprawiedliwość czasem aż kluchą w gardle stanie, ale po czasie też macham na to ręką, i idę dalej, do ulubionych ludzi :) Pozdrawiam serdecznie :)
Usuń