Gdy jeszcze miałam trochę czasu po pracy...
Tydzień później intensywny i bogaty w emocje weekend z niemieckimi przyjaciółmi
Wkrótce czas zaczął przyśpieszać, ale jeszcze znalazłam go odrobinę na lampkę wina z przyjaciółkami
Kolejny tydzień, przepakowanie walizki niemal w biegu i znów wyprawa. Tym razem z klasą.
Ostatnia wspólna podróż.
Złota Praga na zdjęciach niestety przyblakła po niefortunnym upadku telefonu.
Ujęcia przypadkowe w pogoni za grupą:)
Po powrocie czekała na mnie masa bardzo terminowej pracy, sterta dokumentów do wyprowadzenia przed radą klasyfikacyjną i dopięcie spraw związanych z zakończeniem edukacji mojej klasy w naszym Gimnazjum.
Zdjęć z nocnych mych działań nie posiadam, niestety. A szkoda, że nie strzeliłam sobie selfie z oczami jak szparki raz drugi i siódmy nad ranem na dowód :)
Jednak zanim nastąpiło apogeum papierowego tsunami w ostatni piątek....
...ich pierwszy bal, dziewczęce skromne sukienki, pierwsze szpilki na parkiet, i te koszule z muchą:))) |
Tradycyjnie już nie poważny i dostojny polonez, lecz radosna młodzieńcza i skoczna belgijka.
Początek był trudny. Za jasno i w ogóle:)
No i jak to było z tym dwa na jeden?
Różne konfiguracje na parkiecie...
i nie tylko.... :)))
A potem wśród z każdą chwilą coraz bardziej naglących papierów zaczęło do mnie docierać, że oto już naprawdę pożegnania nadszedł czas. I ostatnią nieprzespaną noc spędziłam na jakże wzruszającym zadaniu ułożenia dla każdego z wychowanków osobistej laurki.
To była pełna refleksji noc, jakiej się nie zapomina.
Była mi chyba potrzebna, by uświadomić sobie, jak dobrze mi z nimi było, jak cenne to było bycie ze sobą na dobre i czasem (tylko czasem) złe.
Bladym świtem syn zastał mnie przy biurku:
"Mamo, co Ty już tu robisz tak wcześnie?"
A ja właśnie miałam zamiar położyć się na parę chwil spać:)
Kiedy już wszystko trafiło do kopert pozostało jedno....
pożegnać Ich z ogromną kluchą w gardle...
świadectwami na 5,0......(taka sobie wcale nie najwyższa w szkole średnia klasy :)
Tak, to był niezwykły miesiąc, pełen satysfakcjonującej pracy i niezapomnianych chwil.
Ostatnia rada, ostatnie podsumowania i od siedemnastej mam już wolne. I nie umiem sobie znaleźć miejsca.
Wakacje....
A ja taka jakaś.....
Ma ktoś może chusteczkę?
Wasza
rozbita w drobny mak
Lewkonia
Lewciu, nie rozbijaj się :) po prostu zwolnij, odpocznij, napawaj się zapachem łąki o poranku i kumkaniem żab wieczorem :) a może Poznań odwiedzisz?? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
No proszę, któż to tu zajrzał:)))
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo, że się odezwałaś:)))Czyzbyś reaktywowała bloga? Zaraz tam zakukam!
Na razie nie obiecuję, sprawy domowe mnie teraz pochłoną dla równowagi:))) Buziaki!
Niestey,coś złego się tam dzieje, pojawia się główna strona na chwilę, apotem jakieś www.gal-oyama, czy coś!!!
UsuńCiekawy czas miałaś:)
OdpowiedzUsuńTaras jak malowanie - duży i wygodny, ścieżka powstała w pocie czoła i z bólem kolan na pewno cieszy niebywale.
Łezkę w oku doskonale pamiętam. To jednocześnie radosny i smutny moment w pracy nauczyciela, gdy kolejne pociechy wylatują w świat:)
Zmieniłaś fryzurkę i chyba też kolor włosów (na jaśniejszy). Ja miałam już dosyć tych ciemnych i szybko pojawiających się siwych odrostów. Byłabym Ci bardzo wdzięczna gdybyś mogła mi powiedzieć jaki miałaś kolor farby podczas naszego ostatniego spotkania. To był taki miodowo-złocisty kolor... bardzo mi się podobał. Nie ma takiego gotowego koloru więc mieszam farby i ciągle to nie to.
Podobnie, jak Ika pytam: kiedy wpadniesz do Poznania?:)
Całuję i ściskam z tarasu otulonego letnim deszczem. Słonecznych wakacji!
Tomaszowa
Oj, nieprędko. Nie pamietam tamtego koloru, kurczę...
UsuńWiesz, lda mnie ta praca będzie zawsze najważniejszym najwartościowszym moim "dziełem" życia nie licząc własnych dzieci.
Czy dla nich coś znaczy?
Po latach się dowiem, albo i nie. Wiem, że naiwnie to zabrzmi, wiem,że jestem reliktem jakimś, ale coś tam w nich zasiałam. I jeśli choć niektórym tylko wyda się to ważne i wartościowe, choć tego nie przyznają wprost, to będę szczęśliwa. Ale to dopiero jak dorosną i przyjdą sie pochwalić swoim życiem:)))
Ale się działo! I ciężka praca, i przyjemny z przyjaciółmi wypoczynek, i zwiedzanie, i odkrycie Pozytywki...
OdpowiedzUsuńLaurki cudne - i pomysł, i wykonanie!!
Taki czas skumulowanych przeżyć, że jestem nienasycona w tym pędzie... A teraz odchorowuję.
UsuńA laurki, to taki mój zwyczaj, każdej klasie zostawiam jakiś malutki ślad tego, co do nich czuję. Może schowają w głąb szuflady, albo może do pudełka z najdroższymi pamiątkami, albo zgubią i będą tym zmartwieni,a może beztrosko wyrzucą. Sami mogą zdecydować. i sami się z tym muszą uporać...Taki ostatni test, którego ja już nie sprawdzę...
UsuńKarkonosze :) I jakie to urocze, piękne i uważne dostać taką osobistą laurkę... :)
OdpowiedzUsuńW końcu uczyłam ich, że w życiu bardzo ważne są więzi i ich umiejętne podtrzymywanie. Co roku dostawałam życzenia na Dzień Nauczyciela, a teraz się rewanżuję:) Przy czym są to życzenia na resztę życia:))) Oby im się spełniły:)))
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń